Globalny upadek płodności. Nic nie zrobisz. I dobrze.…
Ludzie uwielbiają wierzyć, że mają kontrolę. Szczególnie nad życiem. Nad tym, kto się urodzi, kto umrze, ile będzie dzieci, co będzie z ludzkością. Ale to wszystko iluzja. Bo program działa niezależnie od tego, co myśli sobie człowiek. A dane, które dziś mamy na temat globalnej płodności, są bezlitosnym potwierdzeniem tego, co Human Design mówi od dawna: wszystko się zmienia, i nie masz na to wpływu.
W 1950 roku kobieta rodziła średnio prawie pięcioro dzieci. W 2021 – już tylko trochę ponad dwoje. A w 2100? Będzie to mniej niż 1,6. I nie chodzi tu o jakieś dramatyczne decyzje społeczne, czy globalny kryzys moralności. To po prostu koniec pewnej fali. Koniec narracji o przetrwaniu.
Z punktu widzenia mechaniki to nic niezwykłego. Jesteśmy na progu nowego cyklu. Transformacja 2027 roku to nie metafora. To przesunięcie w strukturze Totalności. Wejście w kolejny etap ewolucji. Kończy się Krzyż Planowania – struktura, która przez ostatnie cztery wieki trzymała świat w ryzach systemów, umów, bezpieczeństwa i reprodukcji. Wchodzimy w czas Śpiącego Feniksa. Czas indywidualności. A to oznacza jedno: nie potrzebujemy więcej ludzi. Potrzebujemy ludzi, którzy są sobą.
Dlatego nawet tam, gdzie próbuje się zwiększyć liczbę urodzeń – poprzez politykę pronatalistyczną, zachęty, edukację – trend się nie odwraca. W najlepszych scenariuszach globalna płodność i tak spada. To nie jest problem do rozwiązania. To jest kierunek.
Geografia narodzin też się przesuwa. Europa, Azja – powoli się wyciszają. W 2100 roku ponad połowa wszystkich dzieci na świecie będzie się rodzić w Afryce Subsaharyjskiej. I nie dlatego, że te społeczeństwa są „zacofane” albo „bardziej rodzinne”. Po prostu jeszcze przez jakiś czas są nośnikami energii przetrwania. Ale to się też skończy. I to szybciej, niż myślimy.
To, co nas czeka, to społeczeństwa starzejące się, zmniejszające, wycofujące z produkcji i rozmnażania. Będzie mniej rąk do pracy. Mniej dzieci. Mniej nowych obywateli. I więcej chaosu – jeśli będziemy próbować to kontrolować. Bo nie chodzi o to, żeby ratować struktury. One i tak się rozpadną. Chodzi o to, żeby zobaczyć kierunek.
W Human Design nie ma czegoś takiego jak „powinno być inaczej”. Jest tylko: co jest mechaniczne. Mechaniczne jest to, że zmienia się priorytet. Nie przetrwanie. Świadomość. Nie ilość. Jakość. Nie tłum. Jednostka.
Kiedyś potrzebowaliśmy mas – by budować miasta, armie, imperia. Teraz nie. Teraz potrzebujemy tych, którzy wiedzą, kim są. Którzy nie idą za homogenizacją. Którzy nie próbują się dostosować do wymarłej już epoki. Potrzebujemy przebudzonych. Nie silnych. Nie licznych. Po prostu prawdziwych.
Nie ma powrotu do „lepszych czasów”. Bo to nie był wybór. To był inny program. Inne ustawienie. I ten czas minął. Dziś jesteśmy dokładnie tam, gdzie mamy być – na początku końca pewnej formy ludzkości. I wcale nie musimy się tego bać.
Wystarczy się przygotować